Święty Mikołaj i Kuba Strzyczkowski

Te rzeczy pozornie są ze sobą kompletnie niepowiązane, ale w rzeczywistości stanowią interesujący test granic tolerancji w danych krajach. Sinterklaas, Święty Mikołaj, przybywa bowiem do Holandii wraz ze swoimi pomocnikami, którzy wyglądają jak na obrazku obok.

Pomocnikowie nazywają się Zwarte Pieten, czyli Czarni Piotrusie. Ich wygląd tłumaczy się tym, że wpadają do mieszkań przez kominy, brudząc się przy tym okrutnie. Tego, dlaczego ich usta brudzą się na czerwono, włosy kręcą, a ubrania pozostają czyste, legenda nie tłumaczy. Nie tłumaczy też tego, co zrobić z faktem, że tzw. blackface, czyli zjawisko malowania sobie przez białych twarzy celem udawania, że są czarni jest w nowoczesnym świecie uznawane za bardzo obraźliwe, tak więc w Holandii kilka lat temu padła nieśmiała propozycja, żeby może pomocników pobarwić na inne kolory, albo zgoła puścić Mikołaja samopas. I rozpętało się siedem piekieł.

Dyskusje na moim Facebooku są tak zażarte, jakby dotyczyły co najmniej futbolu. Zupełnie poważni dorośli ludzie zachowują się jak sześciolatki, domagając się, żeby Piotrusie pozostali czarni, zakładając fanpages, pisząc petycje i zaśmiecając mi walla artykułami. Tłumaczenie jest jedno: bo to tradycja. (A wszystkie tradycje, jak wiadomo, pozostają niezmienne już na zawsze, dlatego też kobietom nie wolno pracować, niewolnictwo kwitnie, a w Polsce rządzi król.) Okazało się, że tolerancyjna Holandia powoli, mało dostrzegalnie robiła się mniej i mnie tolerancyjna, aż w końcu dotarła do punktu, w którym nie będzie tolerować już niczego dalej. Nie ma sensu tłumaczenie, że blackface to obraza, że służyło ośmieszaniu osób ciemnoskórych, budowaniu i podtrzymywaniu przy życiu rasistowskich stereotypów. Holendrzy (nie wszyscy, rzecz jasna) twardo twierdzą, że nic ich to nie obchodzi. Bo tradycja.

Tradycją są też homofobiczne, obraźliwe audycje Kuby Strzyczkowskiego realizowane za państwowe pieniądze w celu budowania i podtrzymywania stereotypów. W marcu raptem Kuba pytał „czy przeszkadzają ci homoseksualiści w życiu publicznym”. W grudniu ciekawi go już, czy w Polsce mamy dyktaturę mniejszości seksualnych. Nie ciekawi pana Kuby, czym niby się ta dyktatura miałaby objawiać. My, homo-mafia, nie mamy premiera, nie mamy prezydenta, nie mamy tak wielu znowu posłów, klubu sejmowego, na ścianie Sejmu wisi krzyż, a nie dildo, flaga jest biało-czerwona, nie zaś tęczowa. Nie możemy w Polsce zawierać ślubów, adoptować dzieci, ba, najprostszego ogryzka ustawy o związkach się nie można doprosić. Za „obnoszenie się z homoseksualizmem” (tzn. trzymanie się za ręce) można dostać po mordzie lub kamieniem. Nigdy nie słyszałem o parze heteroseksualnej, która za trzymanie się za ręce została obrzucona kamieniami. Panie Kubo, czy pan na głowę ostatnio upadł?

Żartuję oczywiście, bo rozumiem, że dla pana Strzyczkowskiego i Trójki tradycją jest wykorzystywanie państwowych pieniędzy do finansowania nachalnej promocji homofobii. (Czy nie uważacie, że pan Kuba doth protest too much?) Audycji nie słuchałem, bazuję na relacji Wojciecha Karpieszuka, ale nie widzę powodu, żeby Karpieszukowi nie wierzyć. Bo Trójka uprawia recydywę. Po poprzedniej audycji pisałem do radia e-maile, dostałem nawet wymijającą odpowiedź. Teraz nie widzę powodu, bo rozumiem, że to jest oficjalne stanowisko Polskiego Radia: w Polsce homoseksualiści zanadto się panoszą, wprowadzają dyktatury i pojawiają się publicznie, jedzą fekalia i kochają się w kozach (to cytaty z audycji pana Kuby) i trzeba im trochę cugle ściągnąć, bo jeszcze się zaczną za ręce trzymać.

Holenderska granica leży, rzecz jasna, nieco dalej, ale tak naprawdę sprawa jest podobna. Do kraju zjechało 2/3 Surinamu, wielu Marokańczyków, Turków, Polaków, Hindusów etc., którzy zaczęli sobie zakładać swoje szkoły, sklepy, uczyć się języka, dostawać obywatelstwo, ba — wchodzić do rad miasta i mieć coś do powiedzenia. 50 lat temu w Holandii było biało i przyjemnie, jak mi powiedziała kiedyś pewna starsza pani. Tak reklamowana w Polsce holenderska tolerancja skończyła się już jakiś czas temu; nawet na ulicach Amsterdamu, który naprawdę jest najbardziej otwartą na mniejszości częścią kraju, rozmawianie po polsku budzi o wiele mniej przychylne reakcje niż rozmawianie po angielsku. Tak więc „zdrowa większość” postanowiła ściągnąć cugle „dyktaturze mniejszości”. Nie poszło o spalenie tęczy, bo tutaj nie ma polskich patriotów-niepiśmiennych bandytów; o nie, Holendrzy załatwiają sprawy w garniturze, pisząc wyważone artykuły w największych gazetach na temat tradycji Zwarte Pieten. Ale tak naprawdę nie idzie wcale o to, czy pomocnicy Mikołaja będą pomalowani na czarno, czy na zielono, tak samo, jak Kuba Strzyczkowski w rzeczywistości wcale nie odnotuje wielkiej zmiany jakości swego życia, jeśli polski gej będzie mógł odebrać pocztę partnera i odwiedzić go w szpitalu. Chodzi o dopierdolenie i pokazanie, kto tu rządzi.